Gniazdo

Powietrze pachniało deszczem po pierwszej, wiosennej burzy. Grupka małych dzieci bawiła się na placu zabaw, a starsi chłopcy siedzieli na ławce obserwując mecz rozgrywany na boisku - od czasu do czasu spoglądając w niebo z obawy przed kolejną ulewą.Nagle, jeden z nich krzyknął:
- Gniazdo !
Gniazdo niewielkiej wielkości, zbudowane z drobnych gałązek, ukryte wśród bezlistnych gałęzi wysokiego drzewa - zajmował ptak. Kiedy się poruszył rozpoznali w nim powszechnie znaną z ogrodów i parków synogarlicę. Jej szare upierzenie z brązowawym odcieniem na wierzchu, a na piersi i brzuchu różowawym oraz z czarnym pierścieniem wokół szyi wskazywało, że to dziki gołąb - sierpówka.
Piękna pogoda sprawiła, że drzewo w ciągu kilku dni delikatnie się zazieleniło. 
Chłopcy zapomnieli o gnieździe, lecz starsza kobieta, mająca balkon na wprost gniazda, też je zauważyła i przyglądała mu się ilekroć była w pobliżu okna. Mówiła o nim limba, choć tak naprawdę był to modrzew, a właściwie trzy modrzewie rosnące jeden obok drugiego. 
Kiedy wprowadziła się do tego bloku, drzewka były nie dużo większe od jej trzyletniej wówczas córeczki. Teraz zrównały się z prawie z dachem budynku. 
Doskonale znała historię: modrzewi, gniazda i gołębi. Wczesną wiosną gałęzie pokryły się najpierw czerwono-złotymi kwiatostanami, przypominającymi małe szyszki, a później pojawiły się pączki drobnych szpilek. Kiedy zieleń na drzewie gęstniała, coraz trudniej było dostrzec ukryte na nim gniazdo. Z czasem 
z pomiędzy gałęzi, powoli wychodziły małe synogarlice, które niepewnie stąpały po - jeszcze o tej porze roku - wiotkich konarach; często przysiadając, jakby zmęczone musiały odpocząć - choć to być może z lęku przed upadkiem, a może nieznajomym robiły przerwy w tych spacerach. Podczas przerw ich różowe nóżki na cienkich skokach uczyły się zaciskania palców i kciuka wokół gałązki.
Lubiła obserwować krótkie - najpierw, z gałęzi na gałąź - pierwsze próby wzbijania się w powietrze, a później nieporadne loty nad boiskiem. W tym czasie różniły się od rodziców nie tylko wielkością, ale także barwą upierzenia, a przede wszystkim budową skrzydeł, które były małe, a pióra i lotki krótkie.
Całe lato drzewo tętniło życiem, bo para w tym czasie wysiadywała trzy, a nieraz nawet cztery razy jaja, z których wykluwały się młode gołębie.  Spośród gałęzi co rusz startowali, bądź lądowali rodzice, uwijając się z dostarczaniem pokarmu świeżo wyklutym pisklętom, znosząc maleństwom owady i robaki. Przez otwarty balkon dochodziło niemal ciągłe "cukru, cukru".
Lęgi zakończyły się z nadejściem jesieni. Gniazdo opustoszało, a na drzewie przesiadywali tylko rodzice i jeszcze para z ostatniego lęgu.
Na początku jesieni, na drzewie zaczęły pojawiać się pierwsze żółtawe szpilki, a z dojrzałych szyszek wysypywać drobne skrzydlate nasiona. Z dnia na dzień ubywało ptaków, które przyleciały wiosną, a w ich miejsce przylatywały gatunki z północy. Jednak dziki gołąb - synogarlica sierpówka - zimował w miejscu, w którym założył po raz pierwszy gniazdo 
i gdzie wykluwały się jego młode.
Coraz częstsze przymrozki i silne wiatry sprawiły, że szpilki na modrzewiu zbrązowiały 
i szybko opadały, aż drzewo pozostało całkowicie pozbawione igliwia, ale wciąż drobne szyszeczki trzymały się mocno gałęzi.
Wraz z pierwszym śniegiem gołębie opuściły okolice gniazda i teraz usadowiły się niżej, gdzie gałęzie były gęściejsze i mocniejsze, a drzewo mniej wstrząsane podmuchami silnych, lodowatych: jesiennych i zimowych wiatrów. Niemalże całymi dniami i nocami para przesiadywała przytulona do siebie, jedynie rano wylatując na żer...