u Przyjaciół

Powietrze pachniało deszczem po pierwszej, wiosennej burzy. Grupka małych dzieci bawiła się na placu zabaw, a starsi chłopcy siedzieli na ławce obserwując mecz rozgrywany na boisku - od czasu do czasu spoglądając w niebo z obawy przed kolejną ulewą.Nagle, jeden z nich krzyknął:
- Gniazdo !
Gniazdo niewielkiej wielkości, zbudowane z drobnych gałązek, ukryte wśród bezlistnych gałęzi wysokiego drzewa - zajmował ptak. Kiedy się poruszył rozpoznali w nim powszechnie znaną z ogrodów i parków synogarlicę. Jej szare upierzenie z brązowawym odcieniem na wierzchu, a na piersi i brzuchu różowawym oraz z czarnym pierścieniem wokół szyi wskazywało, że to dziki gołąb - sierpówka.
Piękna pogoda sprawiła, że drzewo w ciągu kilku dni delikatnie się zazieleniło. 
Chłopcy zapomnieli o gnieździe, lecz starsza kobieta, mająca balkon na wprost gniazda, też je zauważyła i przyglądała mu się ilekroć była w pobliżu okna. Mówiła o nim limba, choć tak naprawdę był to modrzew, a właściwie trzy modrzewie rosnące jeden obok drugiego. 
Kiedy wprowadziła się do tego bloku, drzewka były nie dużo większe od jej trzyletniej wówczas córeczki. Teraz zrównały się z prawie z dachem budynku. 
Doskonale znała historię: modrzewi, gniazda i gołębi.

Ubrana w podkoszulkę, dżinsy i tenisówki, miała na sobie - mimo lipcowego upału - grubą zamszową, ciemnobrązową kurtkę. Na ramieniu zawieszony karabin, w ręce lunetę, a pod pachą, zwinięty w rulon koc.
środek lata, wszyscy wyjeżdżają nad morze, w góry, nad jeziora, a ona, jak co roku na  obóz w centrum Polski.
Od lat z tą samą grupą, codziennie przemierzając "lasek Bila"; (nigdy nie dowiedziawszy się, skąd ta nazwa) położony w rezerwacie przyrody na skraju Bolimowskiego Parku Krajobrazowego.
Rano - idąc na strzelnicę dostrzegała bujność przyrody. Zachwycała się mijającymi leśnymi duktami, polanami, wąwozami. Czuła zapach mokrego mchu i słyszała radosny śpiew ptaków.
Wracając po południu była obojętna na piękno otaczającej natury, a nawet nie docierał do niej  szum drzew.
Jednak żadne zmęczenie nie było w stanie zatrzymać jej następnego dnia w domu, ani zmienić przyszłorocznych planów.

W pośpiechu zdejmowała z wieszaków ubrania, zwijając je w rulon i wrzucając do walizki. Na koniec pakowania zajrzała do łazienki; zerknęła na półkę pod lustrem i szybkim ruchem uchyliła drzwiczki szafki oraz szufladę, by sprawdzić czy nic nie zostawiła. 
- Czy ta podróż nigdy się nie skończy? Pytała sama siebie, po następnym komunikacie ogłoszonym przez kierownika pociągu. 
Czas się dłużył, a ona chciała jak najszybciej oddalić się od tego miejsca i znaleźć się w domu, położyć do łóżka i zasnąć. 
Bała się pytań, które natarczywie wciskały się w myśli, a każda powodowała, że czuła 
w gardle niepokojący skurcz i dławienie, a w skroniach pulsowanie raptownie napływającej krwi. 
Nagle z torebki usłyszała "piknięcie" telefonu. Otrzymała SMS:
- UKOCHANA KSIEZNICZKO. JESTEM JUŻ W DOMU. A TY GDZIE. STOPY TWOJE CAŁUJE.