Lasek Billa

Ubrana w podkoszulkę, dżinsy i tenisówki, miała na sobie - mimo lipcowego upału - grubą zamszową, ciemnobrązową kurtkę. Na ramieniu zawieszony karabin, w ręce lunetę, a pod pachą, zwinięty w rulon koc.
środek lata, wszyscy wyjeżdżają nad morze, w góry, nad jeziora, a ona, jak co roku na  obóz w centrum Polski.
Od lat z tą samą grupą, codziennie przemierzając "lasek Bila"; (nigdy nie dowiedziawszy się, skąd ta nazwa) położony w rezerwacie przyrody na skraju Bolimowskiego Parku Krajobrazowego.
Rano - idąc na strzelnicę dostrzegała bujność przyrody. Zachwycała się mijającymi leśnymi duktami, polanami, wąwozami. Czuła zapach mokrego mchu i słyszała radosny śpiew ptaków.
Wracając po południu była obojętna na piękno otaczającej natury, a nawet nie docierał do niej  szum drzew.
Jednak żadne zmęczenie nie było w stanie zatrzymać jej następnego dnia w domu, ani zmienić przyszłorocznych planów.
Przygotowania do pierwszego strzelania na strzelnicy trwały od jesieni. 
W sali kółka strzeleckiego trenowali "na sucho" podstawy strzelania z kbks 
w pozycji leżąc.
Nauczycielka przysposobienia obronnego - osoba energiczna, z "wojskową" manierą 
w głosie - przez wiele miesięcy, z wielką gorliwością zapoznawała ich z instrukcją ułożenia strzelca na stanowisku; mówiąc: 
Strzelec powinien leżeć na kocu. Karabin musi być trzymany przez obie ręce i jedno ramię, na którym zaciśnięty jest pas pozwalający utrzymać większą stabilność ręki. Lewe przedramię strzelca, musi tworzyć z płaszczyzną poziomą kąt - mierzony od osi przedramienia - nie mniejszy, niż 30 stopni. Aby cała postawa strzelca była stabilna, należy pamiętać o właściwym ułożeniu. Osiągamy to poprzez rozstawienie łokci i kąt rozwarcia lewej ręki oraz rozstawienie nóg i ustawienie stóp. Przy czym, nogi powinny być rozstawione nieco szerzej, niż szerokość barków. Ciało powinno być ułożone na linii strzału pod kątem około 15 stopni.
Po tym opisie, przechodziła do wyjawiania tajników celowania - twierdząc, że sukces zależy przede wszystkim od ułożenia bioder.
I tak - ciągnęła dalej :
Jeśli lufa mierzy ponad cel to przesuwamy biodra do przodu, uważając by nie oderwać łokci od podłoża, a jeśli lufa mierzy pod cel to biodra przesuwamy do tyłu. A jeśli lufa mierzy w prawo od celu, wtedy przesuwamy biodra w prawo, a jeśli w lewo od celu to biodra też w lewo.
Kończąc swoją instrukcję, zawsze przypominała o opanowaniu prawidłowego wydechu; by strzał wykonywać na 1/4 do 1/3 wydechu, bo przy takim stopniu wydechu, reakcja serca na zatrzymanie oddechu jest dość łagodna i opóźniona, co daje czas na oddanie celnego strzału.
Kiedy opanowali zasady prawidłowej postawy, przyszła nareszcie pora na prezentację karabinu. Oczekiwali na ten moment długo, bo aż od zimy i niektórzy byli bardzo zniecierpliwieni, a innych trochę przejmował lęk.
Wtem, nauczycielka złamała lakowe pieczęcie zabezpieczone cienkimi drucikami i powoli otworzyła ciężkie wieko ogromnej skrzyni. Na dnie leżały obok siebie 
w specjalnych stojakach potężne karabiny "Vostok". Ta sportowa broń miała kaliber 5,6 mm, ważyła prawie 5 kilo i była przeznaczona do strzelania na odległość 50 metrów 
w pozycjach: stojącej, leżącej lub klęczącej.
Biorąc karabin w ręce z wielką uwagą oglądała przeziernik, piękną, masywną, drewnianą kolbę i lufę na końcu, której znajdowała się muszka w osłonie.
Od tego czasu, gdy o strzelaniu i broni nabyła sporą wiedzę teoretyczną - 
z niecierpliwością oczekiwała na pierwsze, prawdziwe strzelanie na strzelnicy.
W kwietniowy, słoneczny, ale rześki poranek - szła z całym kółkiem strzeleckim na strzelnicę.
To miał być sprawdzian tego, czego nauczyli się przez bez mała rok na zajęciach, ćwicząc w sali.
Strzelnica to był ogromny plac z ubitej ciemnej ziemi, po którego bokach wznosiły się nasypy porośnięte trawą, a na wprost stanowisk wyrastała wysoka ściana usypanego piachu, pod którą stały maleńkie białe tarcze z czarnym okrągłym punkcikiem po środku.
Najpierw ułożenie na stanowisku. Z tym nie było problemu. Ale oddanie pierwszego w życiu prawdziwego strzału, wymagało od niej wielkiej odwagi ! 
Nabój umieściła i wcisnęła do komory zamkowej i opuściła rączkę zamka. Broń była gotowa do strzału. Jeszcze raz przećwiczyła - mozolnie powtarzane zasady celowania - pamiętając by wyrównać przyrządy celownicze: patrząc przez otwór przeziernika, umieścić osłonę muszki w środku pola widzenia oraz ustawić karabin 
z wyrównanym przyrządem tak, aby czarne pole tarczy znalazło się wewnątrz muszki.
Przed naciśnięciem na spust, wstrzymała oddech, ale nie z uwagi na instrukcję, mającą w pamięci, ale z obawy przed wystrzałem. Bała się przede wszystkim huku, 
a może nawet zranienia. 
Nie było ani wybuchu, ani postrzału. Był głuchy trzask w uszach, przed oczyma wijąca się niewielka smużka białego dymku, a w nosie poczuła zapach stopionej stearyny....